Katowice - istne niebo w gębie...
Ładny dzień, wolny czas i pytanie:
co tu robić, co tu robić?
Pierwsza myśl:
wycieczka moto-pomarańczą.
Większy problem pojawił się, gdy zadaliśmy sobie pytanie:
gdzie lub do kogo?
Cel lubię mieć, a że zjeździliśmy w tym roku wyjątkowo dużo miejsc, wymyślić coś atrakcyjnego było trudno. Krystusiowi się to jednak udało. Wybór padł na Katowice.
Plan był taki:
podjeżdżamy pod wegański bar Złoty Osioł na ul. Mariackiej. Parkujemy,
idziemy do Muzeum Śląska i wracamy na obiad do Osła.
Wyszło ciut inaczej. Zaparkowaliśmy przy ul. Mariackiej Tylnej. I zanim Krystuś poskładał wózek, zanim mnie wypakował... przede mną zdążyło przedefilować naście osób z takimi cudeńkami w dłoniach. Ten widok zmienił kierunek naszej wycieczki.
Kilka metrów dalej zasiedliśmy przy smakowitych lodach. Ogromne porcje, smaki klasyczne i egzotyczne. Przed podjęciem decyzji mogę popróbować.
Woda dla spragnionych gratis. I przemiła obsługa.
Oto fragmenty artykułu z Gazety Wyborczej :
Niektórzy twierdzą, że to najsmaczniejsze lody w mieście. Jedno jest pewne - kręcą je tu z miłości. Ona spod Poznania, on ze Śląska. Poznali się nad morzem, a kiedy tylko mieli okazję się zobaczyć, chodzili po lodziarniach.
- W Poznaniu jest osiemnaście lodziarni. Z Marcinem odwiedziliśmy wszystkie, a kiedy zapraszał mnie na Śląsk, trasę wycieczkową mieliśmy podobną: od cukierni, do cukierni. Połączyła nas ta miłość do lodów - żartuje Jagoda Trynka. Kiedy skończyła studia, zdecydowała, że pojedzie za Marcinem na Śląsk. Okazało się jednak, że nawet w Katowicach trudno o pracę.
- Rodzina pomogła, dołożyli trochę pieniędzy, chociaż nie wszyscy wierzyli, że lodziarnia to dobry biznes. Znajomi ostrzegali, że w tym miejscu raczej się nie przebijemy - dodaje Jagoda. Mimo to zaryzykowali. Wiedzieli, że lody mają być porządne, rzemieślnicze. Żadnych polepszaczy, tylko naturalne składniki. Rozmawiali z cukiernikami, eksperymentowali w kuchni. W końcu opracowali własną recepturę i na początku maja wystartowali z Istnymi Lodami. Na otwarcie przyszło kilkaset osób.
W swojej lodziarni Trynkowie często spędzają nawet po dwadzieścia godzin, bo lody najpierw trzeba przygotować. Cały proces mogą też oglądać klienci, bo Marcin kręci je w przeszklonej kuchni.
Tu można skosztować lodów w trzech głównych smakach: truskawkowym, śmietankowym i snickersa. Oprócz tego codziennie dokładane są kolejne. W zależności od dnia Marcin kręci np. M&M-sowe, sorbet z kiwi albo - z poznańska - hyćkę, czyli o smaku kwiatu czarnego bzu.
Dzieci do trzech lat słodycze dostaną za darmo. Lody można zażyczyć sobie np. w czarnym, barwionym węglem wafelku.
Zasyceni, ruszyliśmy na spacer po Katowicach.
Do Muzeum doszliśmy... i przywitała nas spora ilość schodów. Zrezygnowaliśmy.
Podobno w pobliżu znajduje się drugi oddział muzeum z wieżą widokową przystosowaną dla kulawych. To fajnie - mamy plan na następny wyjazd i pretekst, by wpaść znów na istne niebo w gębie. Zarówno w lodziarni, jak i Złotym Ośle (http://www.wegebar.com/).
Jeszcze kilka zdjęć z Katowic - świadectwo, że nie tylko konsumpcja nam w głowie.
Kościół Mariacki, nowoczesny dworzec i zniszczony dawny, stary, dobry Spodek, był też łyk egzotyki i budynek z 1926r. - obecna siedziba PKO.
Rybnik - na Rynku...
Wyjazd do Rybnika przywołał ciepłe wspomnienia.
Pierwsze - z czasów, w których jeździliśmy na zloty garbusków nad zalewem Kamień.
Drugie piękne wspomnienie związane z tym miastem, to spotkania z moim przyjacielem Darkiem i jego rodziną. Nie mamy już garbuska. Darek odszedł, ale żyje w pamięci
i towarzyszył nam podczas spaceru.
Słonko nas troszkę rozleniwiło, więc pokrzątaliśmy się tylko po uroczym centrum. Jak zwykle ruszyliśmy na poszukiwania pocztówki dla Paulinki
i aniołka dla mnie. Udało się. Co więcej, kupiliśmy jeszcze trochę smakołyków: chałwę wileńską ze słonecznikiem, suszoną kiełbasę i humus. Lodziki też zaliczyliśmy i moje przesłodzenie sięgnęło już szczytu możliwości.
Tego samego dnia, a raczej wieczora pędzimy do Etno-Chaty na koncert muzyki żydowskiej. Wymiana serdeczności z gospodarzami
i wymiana słodkości - Krystuś wciąż daje radę. Ja zadowalam się piwkiem, a przede wszystkim piękną grą i śpiewem zespołu Negev.
Tu łapiemy wi-fi i na fb odczytujemy wiadomość od mojej kuzynki Morelki. Już wiemy, co robić następnego dnia! Zostaliśmy zaproszeni do miasteczka Twinpigs
w Żorach. To tu odbywa się zakończenie sezonu motocyklowego, więc radości mamy ogrom. Cieszymy się miłym towarzystwem, tym, że w końcu to nas ktoś wyciągnął, pomyślał o nas! Nie uwierzycie pewno, jak nam tego brakuje! Tym większe dzięki - Morelciu i Łukaszu. Za wesoły gwar, bulgot motorów i możliwość spotkania Was i znajomych.
Fotki mówią i pokazują, co trzeba.
Western w Żorach:
Write a comment
Karolina (Sunday, 02 October 2016 14:47)
Ależ Was nosi Człowieki ;)
Krystyna Lehner (Sunday, 02 October 2016 15:31)
Moi Mili ale się nazwiedzaliscie i lodów najedliscie.Wy chyba ludzi z połowy Polski znacie.WraźeńtoWy macie mnóstwo aż pozazdrościć. Chętnie czytam o waszych wojażach leżąc sobie na kanapie.Zdjecia znakomite , jakbym tam z Wami była .Dalej tak trzymać.
Ewa Sadowska (Sunday, 02 October 2016 15:58)
Małgosia ...ALE WYCIECZKA SUPER!!.....a lody ...no już nic dodać nic ująć
Szkoda ze nie zwiedziliście muzeum ....ja niedawno przeczytałam świetną książkę Kazimierza Kutza " Piąta strona Świata" a że mieszkałam w Zabrzu kilka lat to aż mi sie miło zrobiło po przeczytaniu Twojego tekstu ,no i oczywiście chętnie sie wybiorę w tamte strony w przyszłym roku...
Gosia ...pisz ,pisz pisz.......czyta się " jednym tchem"
Eve (Sunday, 02 October 2016 16:34)
Alez sie te Katowice zmienily! Blam tam ostatnio chyba w szkole sredniej i to bylby moj ostatni wybor na spedzenie wolnego dnia:-)A w Rybniku wcale nie bylam:-) Fajnie,ze moglam sobie pozwiedzac z Wami :-)A takich znajomych to moge tylko pozazdroscic-zawsze jestescie ,gdzie cos sie dzieje:-) My wrecz przeciwnie:-)
Morelka (Sunday, 02 October 2016 17:51)
Ludzie są jacy są
Ludziom niewiele się marzy
Mało chcą, grzecznie śpią
Przegrani, trwożni, szarzy
A mnie gna, goni mnie
Myślę coś jednak się zdarzy....
Małgosiu, ten tekst Wojciecha Młynarskiego opisuje doskonale Ciebie, niespokojnego ducha z wiatrem we włosach. Czerp z życia garściami tak jak Ci się to codziennie udaje w jakiś magiczny sposób. Do zobaczenia wkrótce. Przygoda czeka
AGA (Sunday, 02 October 2016 18:17)
Lody wyglądają zupełnie jak nie kałuskie .Obłędne .Nuda u Was poszła w kąt i niech tam siedzi.Trzymajcie tak dalej.Pozdrawiam Was.
Michał (Sunday, 02 October 2016 19:27)
Ale fajowo! Jak miło zobaczyć Katowice z innej strony. Zawsze będę miał słabość do tego miejsca :-) Nowy dworzec może piękny, ale ten stary budzi tyle wspomnień... że przepraszam ale wolę ten stary :-) I spodek jak zwykle piękny :-) Nawet jeżdżąc już w tamte strony autem (a nie jak całą młodość PKP) zawsze z radością go mijałem. Oj Gosiak... fajny ten Śląsk mimo, że nie doceniany. Pisz pisz pisz... a następnym razem będąc na Mazowszu polecam rajd nr 1: (gdy będziesz u Agi) Węgrów (stary rynek, kościółek i lody), rzut beretem od Węgrowa Treblinkę (mimo wszystko warto zobaczyć) i Liw po drodze z zamkiem (w zasadzie to dworek z ruiną i basztą ale warto), Siedlce może nudne, ale mają chociaż obraz El Greco :-) - tak na 10 minut :-). Rajd nr 2 (troszkę z drugiej strony) Pałac w Nieborowie, Arkadię (5 km od), Łowicz i skansen Maurzyce (5 km od)... oraz wracając do W-wy Niepokalanów. A w W-wie widzę, że nie byłaś jeszcze w moim ukochanym Wilanowie (Pałac Jana III Sobieskiego) oraz Muzeum Powstania Warszawskiego (naprawdę warto!). Miłego zwiedzania i pisania.Jak zwykle czekam na następne Twoje wpisy :-)
Tadek (Sunday, 02 October 2016 23:23)
To już mam cel w Katowicach :) Fajna relacja! Pozdrawiam
Basia (Sunday, 02 October 2016 23:31)
I od dziś Katowice będę widzieć nie tylko przez pryzmat dworca ;) Widzę że czas udać się tam w celach bardziej turystycznych z obowiązkową wizytą w lodziarni <3
Pozdrawiam i czekam na kolejne wpisy ;)
Danusia (Monday, 03 October 2016 01:54)
Gosiu, następnym razem pokaż ten reportaż w lodziarni, a moim zdaniem powinnaś dostać lody gratis. Bo jeśli o nas chodzi, to jak będziemy w Katowicach, na bank pójdziemy spróbować tych smakołyków. I myślę, że nie tylko my. Pa pa
Damian (Monday, 03 October 2016 09:08)
Jak te lody tak samo smakują, jak wyglądają na zdjęciach to koniecznie trzeba ich skosztować :)
krolewianka@gmail.com (Monday, 03 October 2016 21:38)
No proszę, nawet "za miedzą" może być ciekawie :) Pewnie niewielu wybrałoby sobie Śląsk, jako cel podróży. Super! "Lody kręcone z miłości " powinny przejść do historii.
Jagoda (Sunday, 16 October 2016 16:46)
Zjadłabym loda... Niestety pogoda nie dopisuje:( Przynajmniej można rodzinnie porozmawiać:)
Sofija (Friday, 21 October 2016 23:37)
Witaj Gosiu,Ktoś dał mi namiary na twojego bloga.....taki jeden Janiołek,bardzo mi się podobały zdjęcia z Katowic.Często jeżdziłam w tamte rejony ale takich Katowic nie znałam.