Sevilla od dawna znajdowała się na mojej osobistej liście miast wymarzonych. Jak to często bywa- nasz podróżniczy Anioł Stróż Tadziu, zajął się organizacją- szukaniem kwatery, lotu, rezerwacjami i odprawami...
Zaczęło się nietypowo, bo wkradł się chochlik, który wywołuje stres: wylot mamy na 23 grudnia- tak, jak chcemy i lubimy, a mieszkanie zarezerwowane od 23 listopada. Na szczęście natychmiast zauważam błąd i bez problemu udaje się naprawić pomyłkę.
Sevilla wita nas błękitem nieba i ciepłymi promykami słońca. Uczucie jakbym przeniosła się w czasie. Bo niespełna 4h lotu, a my uciekamy od szaro-burej i ponurej aury, od smogu, smutku, i polskiej tradycji świąt.
Lot mija przyjemnie, jednak lotnisko w Sevilli rozczarowuje brakiem windy. Na szczęście Krystuś daje rady- wynosi mnie po schodach na swoich silnych rękach. Równie dobrze radzi sobie z autobusami- wsiadamy gdzie trzeba, przesiadamy się do następnego i wysiadamy na dobrym przystanku! Coś pięknego!
Chwilę później jesteśmy przy Metropol Parasol.
Ja czuję się już prawie, jak w domu! Wiem, że do mieszkanka mamy jakieś 600 m. Tu wkrada się jednak kolejny chochlik, bo nawigacja w telefonie zaczyna głupieć, a my zaczynamy się gubić. Krystuś nie chce pytać o drogę policjantów, czy taksówkarzy, a mi nakazuje milczeć. Idziemy, brniemy, oddalamy się od celu. Nerwy i zmęczenie rosną, gdy ku naszej radości natrafiamy na informację turystyczną. Dostajemy mapę i już bezbłędnie docieramy na miejsce. Kwatera bardzo wygodna, gospodarze mili i pomocni.
Pierwszego dnia pobytu spacerujemy nieśpiesznie, wygrzewamy się na słonku i robimy zakupy. Prawdziwe zwiedzanie zaczynamy w noc Bożego Narodzenia, kiedy odwiedza nas Morelka i Łukasz. Włóczymy się, chłoniemy andaluzyjski klimat- słuchamy muzyki, podziwiamy architekturę, wciągamy zapachy tapasów. A przede wszystkim cieszymy się się spotkaniem, pstrykamy fotki i obmyślamy plan na następny dzień. Przyjechali na krótko, więc chcemy zobaczyć jak najwięcej w miłym towarzystwie.
Następnego dnia na chwilę się rozstajemy. Morelka i Łukasz idą podziwiać katedrę i Plac Hiszpański. My wychodzimy nieco później w kierunku na Alkazar, gdzie mamy się spotkać i rozpocząć wspólne zwiedzanie. Gdy jesteśmy już drodze, Morelka dzwoni z informacją, że kolejka pod Katedrą gigantyczna, więc rezygnują z tej atrakcji. Gdy docieramy pod Alkazar- tu również stoją tłumy. Ale ja nie rezygnuję, bo mam w pamięci wyjątkową przychylność Hiszpanów do niepełnosprawnych. Chwilę dyskutuję z kuzynką, perswaduję i już za chwilę znajdujemy się w pięknych ogrodach.
Zwiedzamy- wszystko przebiega pięknie, zgrabnie. Morelce spodobało się chyba to usprawnienie, bo rzuca nieśmiało: ,, Próbujemy wejść do Katedry i na wieżę Geralda?'' No pewno, że idziemy- odpowiadam! Tu również wchodzimy poza kolejką . Katedra Najświętszej Marii Panny powstała w miejscu meczetu zbudowanego przez muzułmańską dynastię Almohadów. Jest największym kościołem gotyckim na świecie. Podziwiamy.
Budowa Giraldy rozpoczęła się w 1184 r i trwała 12 lat. Wieża pełniła funkcję minaretu meczetu Almohadów. Oprócz funkcji sakralnych pełniła także rolę obserwatorium. We wnętrzu nie ma schodów. Wejście na wysokość 98 m umożliwia pochylnia. Jest na tyle szeroka, by muezin mógł wjechać na minaret konno i z jego szczytu wygłosić adhan- wezwanie na modlitwę.
Ja nie odważyłam się na wspinaczkę, pomimo, iż mieliśmy wspaniałych pomocników. Dzięki zdjęciom Morelki i Łukasza oglądam piękny widok z góry.
W 1248 r król Ferdynand lll Święty zdobył Sevillę i przekształcił meczet w kościół katolicki. Miedziana kula, która wieńczyła wieżę runęła w trakcie trzęsienia ziemi w 1365 r. Zastąpiono ją krzyżem oraz dzwonem. W XVl wieku Giraldę przebudowano dodając czterokondygnacyjną dzwonnicę oraz balkony. Na szczycie ustawiono brązowy posąg symbolizujący Wiarę. Figura ma 4 m wysokości i nazywana była Giraldą- ,, wiatrowskazem'', gdyż jest ustawiona na wiatrowskazie i obraca się wraz ze zmianą kierunku wiatru.
Kiedy zostajemy sami-atrakcje dozujemy sobie powoli. Jeden dzień poświęcamy na Plac Hiszpański wchodzący w skład Parku Marii Luisy. To imponujący plac, który otaczają galerie w kształcie podkowy.
Kompleks powstał w 1929 roku, a jego autorem jest Anibal Gonzalez. To co rzuca się w oczy, to nie tylko elementy wodne, ale cztery piękne mosty, które symbolizują starożytne królestwa- Kastylię, Leon, Navarę oraz Aragonię. Dziełem jest budynek z ławkami oraz ścianami przyozdobionymi ceramicznymi płytkami zwanymi azulejos. Są istną lekcją historii, bo przedstawiają najważniejsze wydarzenia w dziejach 48 prowincji. W centrum znajduje się fontanna Vicente Traver.
Kilka zdjęć z Parku Marii Luizy. M.in. pomnik poświęcony Becquer.
Muzeum Sztuk Pięknych podziwiamy z zewnątrz.
Atrakcje są tu na każdym kroku. A każda atrakcja posiada nieskończone fragmenty pełne piękna, dobrego smaku.
Do Torre del Oro, czyli Złotej Wieży idziemy spacerując wzdłuż rzeki Guadalquivir. To budowla o 12 kątach u dołu i 6 u góry. Powstała w Xll wieku jako element fortyfikacyjny. W XVlll wieku rozbudowana została o latarnię . Nazwę zawdzięcza prawdopodobnie od złocistych kafelków lub dotyczy czasów, gdy wyładowywano złoto ze statków.
Topografii nie da się oszukać- miasto małe- ot co. Niekiedy wystarczy się odwrócić, przejść kilka kroków i już coś ładnego się wyłania. Jednak w natłoku tych cudowności można wiele przeoczyć. Podczas tworzenia wpisu na nowo wędruję po Sevilli. Teraz wirtualnie i wspomnieniowo odtwarzam to, co zobaczyliśmy i to, co pominęliśmy.
Most Izabelii ll, most Alamillo, drapacz chmur.
Fabryka cygar, Pałac San Telmo- to rozpoznaję na zdjęciach. A wydawało się to małe miasto- do ogarnięcia w 2 dni- he, he.
I jeszcze misz- masz sevilski:
Wyjazd bardzo spokojny, udany. Ale wpadka była. Zamach na mój wegetarianizm przytrafił się Krystusiowi. Raz podał mi pyszną, przepyszną oliwkę- rzekomo marynowaną, w której rozpoznałam smak anchois. Innym razem poczęstował rosyjską sałatkę, w której wyczułam krewetki. Dziwne jest to, że ja rozpoznałam smaki całkowicie mi obce, natomiast Krystek jadł- nie wiedząc co. A potem sam, przy innej okoliczności zarzucał mi brak czucia... Dobrze się mówi- he, he.
Write a comment
Krystyna Lehnet (Monday, 15 January 2018 08:41)
Jedno jest pewne unikneliscie szarości i wilgoci .W tym czasie gdy wygrzewaliscie się niczym kocurki w słońcu było szaro , zimno i mokro.Zawsze uważałam ,ze Gosia powinna pisać przewodniki , minęła się z powołaniem. Smakwity kąsek ta Swvillia chiciaź nie za duza.I male mozę być piekne .Dziecię moich sąsiadów chodzi tam do liceum przez najbliższe 1.5 roku.Zdjecia wyszły bardzo ładne. , mogę sobie wyobrazić następna wycieczkę do Sevilla na przyklad.Gosiu i Krystianie dziękuję za sprawozdanie.Juz wiem co trzeba oglądnąć.
Isabel II (Monday, 15 January 2018 15:19)
Krótko ale jakże intensywnie! Bardzo obszerna recenzja, dzięki Wam, wiem wszystko i to w najdrobniejszych szczegółach! :-) można dokładnie zaplanować własną wyprawę bez obaw o nieścisłości. Czekam na Wasze kolejne przygody!
Asia (Monday, 15 January 2018 17:37)
Kolejna wspaniała wyprawa i piękne zdjęcia :-) Czytając relację człowiek czuje jakby tam był i spacerował tymi wszystkimi uliczkami i patrzył na Sewillę z jej tajemnicami. Wszystkiego dobrego i kolejnych wspaniałych przygód :-)
Damian (Monday, 15 January 2018 18:59)
Od przeglądania takich fotografii w środku zimy robi się cieplej! :)
Alicja (Monday, 15 January 2018 19:15)
Gosiu może zaczniesz pisać przewodniki ?Świetna relacja i piękne fotki. Tak trzymaj :)
Eve (Tuesday, 16 January 2018 16:29)
Piekna i interesujacy wyprawa.Ty to umiesz perelki znalezc. My w tym czasie szukalismy prawdziwej zimy - ze sniegiem i slonkiem ,i znalezlismy. I mam dosc do przyszlego roku:-) Mozemy pomyslec o cieplejszych miejscach. Tak porownuje Wasze i nasze swieta, to jakbysmy na dwoch polkulach byli :-)
https://eve-mazur.jimdo.com/2018/01/03/alpine-dreams/
Tadek (Wednesday, 17 January 2018 11:31)
Super relacja i jak widzę przygód nie brakowało :) Jak zwykle z wszystkich wyszliście obronną ręką.
Zaskoczyła mnie informacja, że katedra w Sewilli jest uznana za największy gotycki kościół na świecie. Podróże kształcą - a dzięki Wam nie tylko podróżników, ale również czytelników :)
Janina (Wednesday, 17 January 2018 17:52)
Jak zwykle wspaniała relacja. Życzę Wam wiele takich udanych wyjazdów.
Basia (Tuesday, 06 February 2018 22:31)
Ale pięknie <3 Czasem trzeba oderwać się od codzienności ;) Pewnie kolejna podróż już w planach - tak trzymać :)
malami (Friday, 23 March 2018 22:20)
Odrazu cieplej na serduchu czytając Twoją relacje.. pokonujecie wszelkie bariery, żadne przeszkody Wam nie straszne� rety, cudowne miasto, dopiszę do mojej listy marzen�