50 lat mi pizło... nadruk na koszulce obwieszcza dumnie mój wiek, a raczej półwiecze.
Dzień moich urodzin miał być bardzo spokojnym dniem. Krystuś miał urlop, który spędzaliśmy w deszczowej aurze na działce. Miało być leniwie, może i nudno. We dwoje, kameralnie, wręcz intymnie. Jedynym odejściem od rutyny zaplanowany wywóz szamba. W głowie miałam już pomysł na zabawną, urodzinową fotkę przy szambiarce. Człowiek planuje, Pan Bóg krzyżuje- to przysłowie doskonale pasuje do moich urodzinowych planów.
Na kilka dni przed moim świętem Krystek odbiera wzmożoną ilość telefonów podczas których wychodzi do innego pomieszczenia. I przybiera wyciszony głos, minę konspiracyjną- tego było mi za wiele! Nie podejrzewam Krystusia o zdradę, czy głupie żarty- co to, to nie. Ale coś mi nie pasuje w Jego zachowaniu tak bardzo, że drążę dziurę w brzuchu przyciskając do ściany. Niełatwe zadanie spadło na Krystusia. Przez przyjaciół został poproszony o dotrzymanie tajemnicy, ja wymusiłam, by mi ją wyjawił.
W Czechowicach-Dziedzicach zorganizowaliśmy niespodziankę z okazji 50 urodzin Gosi Wilczek - bohaterki filmu w reżyserii Moniki Meleń "Jeden dzień dłużej"! Nie zabrakło wyjątkowego tortu, życzeń i toastów! Sto lat dla Gosi!
1970- 1990...
Dawno, dawno temu pojawiłam się na tym świecie ja. To było tak dawno temu, że całego mnóstwa zdarzeń nie pamiętam. Zaś to, co pamiętam przypomina bardziej fragmenty starego filmu, w którym odegrałam wprawdzie swoją rolę, ale nie pamiętam co miało większe, co mniejsze znaczenie.
W tych dawnych czasach dzieciom robiono mało zdjęć. W mojej głowie jest ich znacznie więcej...
-ukochany dziadek Emil, który pozwalał mi wchodzić na swoją głowę, co czyniłam ochoczo przebierając Go za księżną panią lub w wieku 7 lat przeprowadzając pierwsze próby palenia papierosów .
-kulinarne degustacje z babcią Matyldzią, które dały mi radość z jedzenia i otwartość na eksperymenty w kuchni.
-mój superman Tato, który nosząc mnie na rękach pokazywał świat z perspektywy chodzącej, stojącej. Nauczył mnie szacunku do Ludzi prawdziwych i dał wielkie poczucie bezpieczeństwa.
-do dziś dnia nienawidzę czapek, mleka z czosnkiem i baniek- to wpływ działań na siłę z pozycji silniejszego i mądrzejszego.
Tu pojawiają się pierwsze obrazki Gosi buntowniczki, która nie ubierze butów, skoro nie chodzi. Nie będzie się rehabilitować, skoro w wieku 5 lat dowiaduje się, że będzie poruszać się na wózku.
Ta mała Gosia odczuwa rozpacz najbliższych wywołanych jej niepełnosprawnością. Od maleńkości wie, że nie spełni oczekiwań i nadziei, jakie rodzic pokłada w swoim potomku, ale nie chce litości i nic niewnoszącego współczucia.
W tej rodzinnej sielance były straszne chwile, gdy iskrzyła złość i zazdrość między mną a bratem. O ironio- dopiero teraz rozumiem jego frustracje.
Gdy widziałam biegające po ulicy dzieci przeżywałam mocne załamanie, że nie mogę biegać razem z nimi. Serce i dusza rwały się do dziecięcych zabaw, ale ciało przykute do krzesła uniemożliwiało spełnienie pragnień. Zamykałam się w świecie książek, filmu- tak było łatwiej zapomnieć o barierach.
Trudno uwierzyć, że minął rok, odkąd zaczęliśmy nagrywać - hmm... myślę, że nie przesadzę, pisząc: film naszego życia.
Jeszcze trudniej uwierzyć, jak wielu scen brakowało i trzeba było dokręcać. A dokręcanie zdawało się nie mieć końca...
Spróbuję chronologicznie umieścić foto- relację:
Tego nie przewidział nikt: jeden wirus przewraca do góry nogami nasze życie. Sypią się nasze plany. Marzenia muszą poczekać. Strach przed korona wirusem paraliżuje nie tylko najbliższe otoczenie, ale cały świat...
Ja odnajduję się w nowej rzeczywistości doskonale. Bo tak naprawdę niewiele zmienia się u mnie...
Zakupy nie zawsze było dane mi robić raz w tygodniu osobiście. Często nie miałam z kim. Asystent osoby niepełnosprawnej raz jest, a mnie zwykle nie przysługiwał.
Podobnie z wyjściem do kina: albo się udało, albo i nie...
Myślę, że osobom niepełnosprawnym korona wirus niewiele namieszał w życiu. Takim, jak ja- mających bliskie, kochające osoby, wręcz poprawił byt. Bo najbliższe osoby też spowolniły i jeszcze bardziej dorównały do naszych niemożliwości, słabości...
Wrześniowe rozstanie z Rozmawialnią zaowocowało powstaniem Piątkowych Gawęd. Stało się to nagle- trochę tak, jak nagle nadciąga burza. I to gwałtowne odejście, trochę jak po burzy, oczyściło atmosferę.
Od strzału znalazłam lokal- Kalendarium ll. Już na pierwszym spotkaniu, którego Gościem była Ula- Uleńka, ustalamy, że spotykamy się co drugi piątek. By nie kolidowało z poniedziałkową Rozmawialnią, by uczestnicy nie musieli dokonywać wyboru pomiędzy... By nie zmęczyć się sobą.